VI Nadnarwiańskie Spotkania ze Sztuką
Być może to był ostatni tak piękny wieczór tej jesieni - choć przecież ledwo się rozpoczęła! Uroki przyrody to jedno – złote słońce rzucające przytulne, pomarańczowe cienie, delikatny wiatr przeplatający ciepło i chłód… Drugą sprawą jest jednak to, że w niedzielny wieczór 24 września odbyły się VI Nadnarwiańskie Spotkania ze Sztuką!
Szóste już Spotkania okazały się bardzo ciepłe i znajome, bliskie serca i duszy – a to za sprawą wyjątkowego charakteru tegorocznych gości! Naszą wystawę ozdobiły wiersze chowane po brulionach Elżbiety Ekiert, razem z misternymi, papierowymi mandalami, uchwycone polaroidem fotografie natychmiastowe Leszka Błachnio, piękne i praktyczne chusty wykonane rękami Katarzyny Ankikiel oraz wyjęta z gorącego pieca ceramika autorstwa Gizeli Mikulińskiej. Takie też można było odnieść wrażenie podczas tegorocznych Spotkań: wrażenie ciepłe, niemal domowe. Każda z pasji, o których mówili nasi goście, wpleciona jest w kanwę ich żyć w sposób tak naturalny i żywy, że - zdawałoby się - nie sposób wyznaczyć linii oddzielającej twórców od ich sztuki. Linie takie zresztą są niepotrzebne, a w przypadkach tych najjaśniejszych, zwyczajnie nie ma na nie miejsca. Określenie gdzie kończy się człowiek, a gdzie zaczyna jego sztuka to podział wyjątkowo sztuczny - co doskonale rozumie prowadzący tego wieczoru: powracający do nas co roku, Jarosław Wasik. Podczas Spotkań jest on naszym niezmiennie czarującym konwersacjonalistą, który poprzez sztukę rozmowy umieszcza dzieło w kontekście postaci twórcy. Postaci jak najbardziej ludzkiej. W końcu, kto lepiej dogada się z artystą, niż inny artysta? Nie inaczej było i w tym roku: humor i tematy przenikały się, ale właśnie to bliskość, znajomość, pewna niemal “domowość” tego wieczoru, nadały mu jego wyjątkowy charakter. Jest jednak jeszcze coś: ukryta matematyka wszechświata, umykająca chłodnej logice liczb. Albowiem, w jaki sposób wieczór ten mógł być czymś więcej, niż tylko sumą swoich części? Paradoks, absurd - a jednak, rzeczywisty. Tylko taka kombinacja gości, ich charakterów i subtelnych artystycznych intuicji mogła zrodzić taki wieczór… Wieczór, który zakończyliśmy przepięknym koncertem legendarnego zespołu Wolna Grupa Bukowina. Ciężko o lepsze określenie: koncert był właśnie przepiękny. Czuły i intymny, z jednej strony zmęczony drogą, z drugiej zaś wyglądający promieni słońca w prześwitach pomiędzy liśćmi i sięgający czegoś spoza granicy wzroku. Artyści, którzy swoje życie poświęcili drodze, mają wokół siebie aury przeróżne: gdy jednak na scenę weszli Grażyna Kulawik, Wojciech Jarociński, Wacław Juszczyszyn i Krzysztof Żesławski, noc stała się odrobinę jaśniejsza, jakby ją oświetliła zorza - raczej jednak, nie polarna. Zbyt ciepła na polarną. Prędzej: bieszczadzka. A może to była łuna? Ciężko określić. A i określenie w słowach nie będzie w stanie przybliżyć doznania…
Jedno jest tylko pewne: po wieczorze takim jak ten, w sercu pozostaje ciepły ślad na bardzo, bardzo długo. Być może nawet i na całe życie. Takich tylko śladów sobie życzmy, rozpoczynając kolejny sezon. O krok nam bliżej do przyszłych jesieni…
Wydarzenie dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu Narodowego Centrum Kultury: Kultura-Interwencje. Edycja 2023.